To proces. Trwa, rozwija się, ma swoją sekwencję, własną chemię, elektryczność i rytm. Agonia, słowo brzmiące dramatycznie, w języku medycyny oznacza po prostu czas, w którym ciało powoli przestaje funkcjonować jako całość. I choć jest to moment graniczny, wciąż kryje w sobie fascynujący porządek biologiczny, którego mechanizmy nauka coraz lepiej rozumie.
Tlen odchodzi pierwszy
Ten niewidzialny pierwiastek, który przez całe życie podtrzymuje w nas iskrę istnienia, w chwili agonii powoli się wycofuje. Gdy serce bije coraz słabiej, a oddech staje się płytszy, komórki przestają otrzymywać tlen potrzebny do wytwarzania energii. Biolodzy nazywają ten stan hipoksją, niedotlenieniem, które otwiera kaskadę zdarzeń prowadzących do śmierci. W zdrowym ciele każda komórka żyje w rytmie tlenu. To on napędza mitochondria, mikroskopijne elektrownie produkujące ATP, cząsteczki energii, bez których nie mogłyby bić serce ani pracować mózg. Kiedy tlen przestaje napływać, komórki przechodzą w tryb awaryjny: beztlenowy, mniej wydajny, chaotyczny. Powstaje kwas mlekowy, środowisko staje się kwaśne, błony komórkowe tracą szczelność. Najdotkliwiej reaguje mózg, najbardziej głodny tlenu. Neurony zaczynają się rozpadać, traci się kontrolę nad rytmem serca, oddechem i świadomością. To dlatego lekarze mówią, że śmierć zaczyna się w mitochondriach, tam, gdzie po raz pierwszy ustaje proces zamiany powietrza w życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
