Reklama

Opowieści (74)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Każda większa wioska powinna mieć sołtysa, który w teorii powinien reprezentować społeczność wiejską wobec władzy ludowej i odwrotnie, wszelkie polecenia władzy miały być przez niego wprowadzane w życie. W praktyce najczęściej sołtysem zostawał człowiek wskazany przez lokalny urząd, najczęściej przez naczelnika gminy. Wybierano takiego który będzie wygodny, posłuszny i dyspozycyjny. Zdarzały się jednak wypadki, że mieszkańcy wsi postawili się władzy i wybrali swojego człowieka, który reprezentował społeczność wiejską, jak tylko potrafił.
Takim sołtysem z prawdziwego wyboru został w Dębicach Andrzej Lipek. Człowiek bardzo rozważny i zaradny, ale niezbyt kochający aktualną rzeczywistość polityczną. Naczelnik robił wszystko, aby zgromadzonych na wiejskim zebraniu zniechęcić do tego wyboru, ale kobiety były uparte i postawiły na swoim, za nimi stanęli mężczyźni i sołtysem został Lipek. Nie pomogły nalegania ani groźby, wieś postanowiła i tak ma być. Sołtysi mieli obowiązek uczestniczenia w specjalnych sesjach dla nich organizowanych, na których otrzymywali szereg poleceń, a także musieli się wykazać jakąś działalnością, jak prowadzenie specjalnych ksiąg meldunkowych dla gości przyjeżdżających do wioski na kilka dni, organizowanie latem oddziału do walki ze stonką ziemniaczaną i organizowanie tzw. "szarwarków", lub jak czasem mówiono "szalwarków", czyli przymusowej bezpłatnej pracy, np. przy oczyszczaniu ze śniegu dróg, chodników, kopanie rowów melioracyjnych lub naprawę wiejskich dróg.
Najważniejszą czynnością wiejskich sołtysów było pobranie i dostarczenie nakazów płatniczych do zapłacenia podatku. Po pewnym czasie musieli od wszystkich rolników zebrać pieniądze i wpłacić je w urzędzie gminy. Nie wszyscy mogli zapłacić, na lichej ziemi majątku nie dało się zrobić, dobrze że jakoś można było wyżyć, ale pieniędzy nie było nawet na książki dla dzieci. W takiej sytuacji zapłacenie podatku to poważny wydatek, na który najczęściej pożyczano pieniądze. Część rolników nie mogła zapłacić lub oddać zboża czy żywca i wtedy zaczynały się problemy. Za nieoddanie państwu jednego kilograma zboża posyłano chłopa na rok do wiezienia albo ubek pobił i skatował do utraty przytomności.
Po zaległości podatkowe przyjeżdżał w asyście milicjanta specjalny urzędnik nazywany na wsi "sekwestratorem". Przyjeżdżali najpierw do sołtysa i cała trójka udawała się do zalegającego z opłatą chłopa zabierając, co popadnie. Lipek najbardziej nie lubił towarzyszyć sekwestratorom, którzy pod koniec lat pięćdziesiątych przybywali już bez milicjanta. Sołtys musiał prowadzić pod wskazany adres i być świadkiem wszystkiego, co się tam działo.
Najbardziej podłym sekwestratorem był Sznycman, mieszkał w mieście powiatowym obok gmachu policji. Ludzie mówili, że jest ubekiem i bardzo się go bali, bo potrafił wszystko znaleźć i powyciągać nawet spod ziemi. Naprawdę niewielu chłopom udało się coś przed nim ukryć. Nie tylko bali się go biedni chłopi, ale nawet w urzędach mieli go już dosyć. Kiedyś przyjechał niespodziewanie do Dębić z nakazem egzekucji majątku rodziny Kunepów, którzy jakoś nie mogli się wywiązać z obowiązkowych dostaw i zapłacić podatku. W wiosce były dwie rodziny o tym samym nazwisku. Tym razem chodziło o Kunepę z końca wsi, bardzo ubogiego. Sołtys Lipek przewidywał rychłe przybycie sekwestratora i poradził rodzinie Kunepów, aby sprawili mu porządne lanie, gdy wejdzie do mieszkania. Rada była dobra, ale pobicie takiej osoby w tych czasach pachniało mocno kryminałem.
Stary Kunepa postanowił, że lanie będzie, ale bez niego. Prosił sołtysa, aby nie wchodził do mieszkania razem z poborcą, a oni wtedy zrobią wszystko, co trzeba. Jak uradzili, tak zrobili. Sołtys przepisowo podprowadził urzędnika pod drzwi i sam wykręcił się tym, że musi pilnie iść na stronę. Sznycman pewny siebie wtargnął do mieszkania nawet nie pukając i od razu zaczął besztać kobiety i wrzeszczeć, że nie ma gospodarza. W rzeczywistości gospodarz był w mieszkaniu, ale schowany pod łóżkiem. Na jego krzyk kobiety odpowiedziały jeszcze głośniejszym krzykiem. Wrzeszczały tak głośno, że zbiegli się najbliżsi sąsiedzi. W tym czasie stara Kunepowa waliła Sznycmana po plecach sporej wielkości pogrzebaczem, a młoda po łysej głowie patelnią zdjętą z kuchni. Po chwili krzyk ustał, wybiegły z domu obydwie kobiety, a za nimi poborca, wygrażając, że sprawa znajdzie dalszy ciąg w sądzie. Natychmiast pojawił się sołtys i kilku sąsiadów, pytając, co się stało. Sekwestrator ze złości nie mógł wyraźnie wypowiedzieć żadnego słowa, coś tylko bełkotał, dopiero po chwili powiedział, że baby go pobiły, a sołtys będzie świadkiem całego zajścia. Lipek stanowczo odmówił świadczenia w sądzie, twierdząc, że niczego nie widział.
Zdenerwowany i upokorzony poborca wyjechał, ale problem został. Pobicie urzędnika to naprawdę poważna sprawa, trzeba coś wymyślić, ale co? W takich okolicznościach był zawsze niezawodny Anteczek. Posłuchał, popytał, przeprowadził wizję lokalną i powiedział: "Baby! Nie bójcie się, to wy powinniście go oskarżyć o próbę gwałtu. On przecież nie ma świadków, a my powiemy, że słyszeliśmy wasze krzyki, kiedy się dobierał do młodszej Kunepowej. To prawda, że go pobiłyście, ale stało się to dlatego, że chciał zgwałcić waszą córkę. W takim wypadku każdy ma prawo bronić się, nie bacząc, czy to urzędnik, czy zwykły chłop". Wywody Anteczka podobały się sołtysowi, który doskonale wiedział, co naprawdę zdarzyło się, bo był inspiratorem całego zajścia. Podrapał się po głowie, pomyślał i powiedział, że urzędowo wszystko w sądzie potwierdzi, bo musi to jakoś załagodzić, a Kunepów uratować.
Rozprawę sądową wyznaczono na koniec marca, gdy zima jeszcze się dobrze trzymała. Na wyznaczoną godzinę zjechali mieszkańcy wioski z sołtysem jako świadkowie i oskarżone kobiety. Jakież było zdziwienie sądu, gdy na salę weszły obydwie niewiasty boso i w porwanych ubraniach z rozczochranymi włosami. Na pytanie wysokiego sądu, czy przyznają się do pobicia urzędnika, stara odpowiedziała twierdząco skinieniem głowy, natomiast młoda wybuchła płaczem i piskliwym głosem zawołała: "Waliłam go, a jakże, waliłam patelnią!". Na następne pytanie, dlaczego to zrobiły, stara wrzasnęła: "Bo rzucił się na moją córkę i chciał ją zgwałcić!". Wszyscy byli wyraźnie zaskoczeni, a po chwili zaczęli się uśmiechać. Sędzia poprosił, aby starsza kobieta opowiedziała, jak to było. Starej nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Młoda kiwała tylko głową i wydawała piski o coraz wyższej tonacji. Sznycman na chwilę oniemiał. Gdy doszedł do siebie, zaczął wszystkiemu zaprzeczać, ale zeznania sołtysa i świadków były na tyle przekonywujące, że uwolniono kobiety od zarzutu pobicia urzędnika, a poborca musiał się mocno tłumaczyć i czerwienić, a w dodatku zapłacił jeszcze koszty procesu. Nie wiadomo, co się z nim dalej działo, ale pewne jest że do Dębic już więcej nie przyjechał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Teologowie z KUL reagują na zarzuty w sprawie Chanuki

2025-12-19 17:14

[ TEMATY ]

KUL

teolog

chanukowa świeca

pixabay.com/

świace chanukowe

świace chanukowe

Chrześcijaństwo bez judaizmu nie istnieje, a współczesny antysemityzm nosi znamiona dawno potępionej herezji - piszą członkowie Koła Naukowego Teologów KUL w nowym stanowisku dotyczącym dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Autorzy dokumentu, powołując się na nauczanie Soboru Watykańskiego II, podkreślają, że dialog z Żydami nie jest opcją fakultatywną, lecz koniecznością dla duchowego zdrowia Kościoła. Poruszono także kwestie stosunku katolików do święta Chanuki oraz literatury talmudycznej, przestrzegając jednocześnie przed postawą „ciasnego symetryzmu” w relacjach międzyreligijnych.

- W odpowiedzi na list otwarty przeciwko rokrocznemu obchodzeniu żydowskiego święta Chanuki na KUL, jako teolodzy postanowiliśmy dokonać przypomnienia katolickiego nauczania i optyki na temat dialogu z judaizmem. Nie robimy tego w duchu kontrreformacyjnym czy konfrontacyjnym, ale po to, by w osobach niemających jakiejś pogłębionej wiedzy w tym temacie rozwiać wątpliwości, jak na to zagadnienie patrzy cały Kościół, z Żyjącym Piotrem na czele. Tak, by nikt nie wziął za nauczanie Kościoła pewnych osobistych wątpliwości czy uprzedzeń takiej, czy innej grupy osób. Jest to wyraz naszej misji kroczenia, jako teolodzy, ramię w ramię z Kościołem, w charakterze uczniów, a nie recenzentów - mówi KAI ks. dr Karol Godlewski z KUL.
CZYTAJ DALEJ

Msza św. dla pracowników Jasnej Góry

2025-12-19 20:48

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Msza św.

opłatek

pracownicy

BPJG

Msza św. dla pracowników Jasnej Góry

Msza św. dla pracowników Jasnej Góry

Jasna Góra to Sanktuarium Narodowe Polaków. Dom dla ojców i braci paulinów. Miejsce pielgrzymek tysięcy rodaków. To także… zakład pracy. Setki osób świeckich wspierają zakonników w ich służbie pielgrzymom i jak podkreślają, wkładają w to swoje serce na chwałę Matki Bożej. Msza św. odprawiona była w intencji pracowników i wolontariuszy. Eucharystii przewodniczył przeor, o. Samuel Pacholski, a kazanie wygłosił kustosz, o. Waldemar Pastusiak.

- Ta Eucharystia ma wyrażać naszą, paulińską wdzięczność wobec waszego trudu pracy, poświęcenia i zaangażowania w tworzenie tego miejsca, by było ono otwarte i wrażliwe na każdego, kto tutaj przychodzi – przywitał zgromadzonych o. Pacholski. Przekazał także podziękowania od wszystkich paulinów i wyraził nadzieję, że w kolejnym roku pracownicy Jasnej Góry będą gotowi oddawać swoje siły, talenty i zdolności dla służby temu miejscu i przychodzącym tutaj wiernym.
CZYTAJ DALEJ

Papież: Jubileusz dobiega końca, ale nadzieja się nie kończy

2025-12-20 10:44

[ TEMATY ]

papież

audiencja jubileuszowa

Papież Leon XIV

Vatican media

U progu Bożego Narodzenia Kościół wskazuje na Maryję jako na znak nadziei rodzącej życie. Papież Leon XIV mówił o nadziei zdolnej przemieniać świat i przypominał: „Mieć nadzieję to rodzić”. Ojciec Święty podkreślał, że zakończenie Roku Jubileuszowego nie oznacza zamknięcia dróg nadziei.

Na początku audiencji Papież nawiązał do kończącego się Adwentu: „Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia możemy powiedzieć: Pan jest blisko!”. Jak zaznaczył, bez Jezusa słowa te mogłyby brzmieć jak groźba, lecz w Nim objawiają Boga jako źródło miłosierdzia. „W Nim nie ma groźby, lecz jest przebaczenie” – zapewnił Leon XIV.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję